Bycie kibicem to trudna rzecz. Wymaga wielkiego oddania swoim barwom oraz wielu wyrzeczeń. Kibicowanie słabszym drużynom jest jeszcze trudniejsze, bowiem nie rozpieszczają one swoich fanów. Zapraszamy do zapoznania się z nową serią wywiadów. W tym cyklu naszymi gośćmi będą prawdziwi kibice mniej popularnych drużyn w Polsce. Porozmawiamy o ich wielkiej pasji oraz powodach, dzięki którym akurat te zespoły podbiły ich serca. Naszym kolejnym rozmówcą był Piotr Przyborowski założyciel MojeLevante.blogspot.com. Zapraszamy!

Wywiad został przeprowadzony razem z Michałem Salamuchą.

Dlaczego kibicujesz Levante?

Na wstępie muszę zaznaczyć, że oprócz mojej wielkiej sympatii do Levante, od lat jestem też kibicem Barcelony. Ktoś może zażartować, że zainteresowałem się „Żabami” przez pryzmat podobnych barw obu klubów. Prawda jest jednak taka, że piłkarze „Granotas” zaimponowali mi kilka lat temu, dokładniej w 2011 roku w meczu przeciwko… Realowi Madryt. Wówczas Levante wygrało 1:0 po golu fantastycznego napastnika Arouny Koné. Później była Liga Europy w sezonie 2012/2013, w której Levante było o krok od ćwierćfinału. Wtedy założyłem nieistniejącą już stronę o klubie, a ta ostatecznie przeistoczyła się w Moje Levante, które istnieje do dzisiaj.

Byłeś kiedyś na ich meczu?

Niestety nie miałem jeszcze okazji pojawić się na Ciudad de Valencia. Mam nadzieję jednak, że uda mi się wreszcie zobaczyć Levante na żywo w przeciągu najbliższego roku. To jeden z moich wielkich celów na ten czas.

Jak reagują ludzie, gdy mówisz im komu kibicujesz?

Oczywiście zdarzają się różne żarty i żarciki na temat Levante, ale nie przejmuję się tym. Zresztą wielu moich znajomych jest bardzo pozytywnie nastawionych do tej nietypowej kibicowskiej pasji. Myślę, że w ostatnich latach w Polsce pojawiło się naprawdę wielu sympatyków niekoniecznie tych największych klubów. Łatwiejszy dostęp do transmisji spotkań tych mniejszych „graczy” na rynku pozwolił tym zespołom na dotarcie do nowych fanów. To naprawdę świetne, kiedy słyszy się, że ktoś kibicuje Eibarowi czy Realowi Valladolid. Nie znaczy to jednak, że mam cokolwiek do kogokolwiek, kto wspiera Barcelonę czy Real Madryt. Sam przecież zaliczam się do kibiców „Dumy Katalonii”.

Czy kibicowanie słabszemu zespołowi jest dla ciebie męczące? Nie przychodziły ci czasem do głowy myśli, że łatwiej kibicowałoby się Barcelonie, Realowi albo Valencii?

Jak już wspomniałem, w przypadku Primera División moje serce podzielone jest między Ciudad de Valencia i Camp Nou. Dlatego zwykle mogę być chociaż w części zadowolony. Oczywiście to wspaniałe uczucie, kiedy twoja drużyna zwycięża co tydzień. Uważam jednak, że Levante wprowadza do mojego życia tę pewną nutkę adrenaliny i niepewności, która nie towarzyszy sympatykom tych największych.

Twoje najlepsze wspomnienie z klubem to…

Z jednej strony z pewnością ten sezon z Ligą Europy był wspaniały, każde Derby Walencji to też świetny moment, szczególnie, jeśli są one wygrane. Niemniej jednak, choć to w mojej sytuacji lekki paradoks, pewnie jednym z najlepszych momentów była wygrana 5:4 z Barceloną w końcówce ubiegłego sezonu. To był mecz kompletny, pewnie dla kibiców obydwu zespołów. Ja sam byłem w nim oczywiście emocjonalnie rozbity, ale trzeba przyznać, że patrząc przez pryzmat wielkości Barcelony w ostatnich latach czy też już ściśle w ubiegłym sezonie, pokonanie jej jako jedyny zespół w całej lidze to ogromny sukces.

Dość często udaje wam się urywać punkty tym najsilniejszym w lidze, na czym polega wasz fenomen?

Jesteśmy takim hiszpańskim Robinem Hoodem. Wspomniałem przed chwilą o meczu z Barçą z zeszłego sezonu, ale może mało kto pamięta, że właśnie w tamtych rozgrywkach Levante nie dało się pokonać dwukrotnie Realowi Madryt, a i w obecnym sezonie „Granotas” udało się zdobyć trzy punkty na Santiago Bernabéu. Do tego dochodzi też wygrana w Pucharze Króla z Barceloną czy cztery ligowe punkty z walczącym przecież o Ligę Mistrzów Getafe. Rzeczywiście wygląda to całkiem nieźle. Szkoda tylko, że „Żaby” tracą tak wiele punktów ze słabszymi na papierze rywalami.

Czy trener Paco Lopez to odpowiednia osoba na stanowisku?

Paco López w minionym sezonie uratował Levante przed spadkiem do Segunda División. Włodarze klubu zachowali się latem ubiegłego roku bardzo rozsądnie, podejmując decyzję o przedłużaniu kontraktu z tym szkoleniowcem. Co prawda ostatnio wyniki nie układają się najlepiej, ale jestem przekonany, że na Ciudad de Valencia również w przyszłym sezonie będziemy podziwiać mecze najlepszej ligi świata. Paco wyciska z tej drużyny absolutne maksimum.

Który z zawodników Levante może zrobić największą karierę?

Gdyby był młodszy, odparłbym bez wahania, że José Luis Morales. Niestety „El Comandante” swoje lata już ma i teraz bliżej mu ku temu, by zostać legendą klubu. Z pewnością zawodnikiem o znanym już nazwisku, który wciąż może sięgnąć topu, jest José Campaña. Spośród młodszych piłkarzy uważam, że dużą karierę zrobi Enis Bardhi. To reprezentant Macedonii Północnej, który świetnie bije stałe fragmenty gry i popisał się też kilkoma ładnymi bramkami z dystansu. Myślę, że stać go na to, by pobić rekord transferowy klubu należący teraz do Jeffersona Lermy.

Czy twoim zdaniem stać was na coś więcej niż walkę o utrzymanie?

W tym sezonie z pewnością już nie, ale myślę, że w dłuższej perspektywie Levante jest w stanie walczyć o europejskie puchary lub choćby górną połowę tabeli. Prezydent Quico Catalán wyciągnął klub z olbrzymich tarapatów finansowych i teraz już pieniądze z transferów wcale nie muszą być w całości przeznaczane na spłacanie długów, lecz można je też w dużej części wydać na wzmocnienia. Chociaż pieniądze nie zawsze przekładają się na jakość – ostatniego lata klub wydał spore środki na wzmocnienia. Raphael Dwamena, Moses Simon oraz Nikola Vukčević łącznie kosztowali prawie 20 milionów euro, a jednak w pierwszej jedenastce dalej grają piłkarze, którzy trafili tu za darmo lub za grosze. Jeśli więc uda się w przyszłości nieco lepiej wykorzystać pieniądze, które Levante powoli zaczyna mieć, możemy zobaczyć „Żaby” walczące o udział choćby w Lidze Europy. Najlepszym tego typu przykładem w obecnym sezonie jest zresztą będące w pierwszej czwórce Getafe.

Co stałoby się z Levante po ewentualnym spadku do Segunda Division?

Klub przeżył spadek w 2017 roku. Wtedy nastąpiło oczyszczenie – klub postawił na krajowych zawodników, którzy zapewnili natychmiastowy powrót do elity. Myślę, że podobna sytuacja miałaby miejsce w razie, nie daj Boże, spadku w obecnym sezonie. Levante jest teraz zbyt stabilnym klubem, by cokolwiek miało się nagle posypać.

Zobacz również: Więcej niż pasja -Crystal Palace F.C. – Polski Fan Club (Wywiad)

Zobacz także: Dookoła świata – Nikaragua

UDOSTĘPNIJ
Arkadiusz Bogucki
Miłośnik piłki, zwłaszcza tej we Włoskim wydaniu. Redaktor również na portalu SerieAPolonia.pl. Poza piłką nożną zafascynowany literaturą grozy, w szczególności twórczością Stephena Kinga oraz H.P. Lovercrafta.