Wiktoria Sądej to utalentowana, 22-letnia bokserka pochodząca z Jastrzębia-Zdroju. Niedawno zaliczyła swój debiut na zawodowym ringu. Na swoim koncie ma złote medale Mistrzostw Polski w kadetkach (2012), juniorkach (2013, 2014), młodzieżowcach (2017) i seniorkach (2018). Ponadto dwukrotnie wywalczyła srebrne krążki Mistrzostw Europy w kadetkach w 2012 roku i juniorkach w 2014 roku. Uwagę zwraca na siebie nie tylko umiejętnościami, ale także swoją urodą. Przez wiele portali została okrzyknięta jako Miss Ringu.

 

Minęły dwa miesiące od Twojego debiutu na zawodowym ringu. Jaki są Twoje odczucia z tym związane? Jak poradziłaś sobie z presją, która niewątpliwie była duża?

 – Presja była ogromna. Mnóstwo portali społecznościowych pisało na mój temat. Parę dni przed walką całkowicie się wyłączyłam, nie czytałam niczego. Dwa dni przed walką oddałam telefon swojemu chłopakowi, żeby nie mieć kontaktu właściwie z nikim. Walka potoczyła się, jak się potoczyła. Uważam, że dobrze sobie poradziłam z presją. Po walce nie czułam zawodu. Dałam z siebie tyle, ile mogłam. Nie było czasu na rozterki, trzeba było od razu się pozbierać.

Była to Twoja pierwsza walka bez kasku, odczułaś przez to dużą różnicę?

 – Podczas walki adrenalina jest tak wielka, że właściwie nie odczułam tego. Oczywiście ciosy są bardziej odczuwalne, mogą wyrządzić większą krzywdę, jedna gdy walczysz, to nie myślisz o tym.

Jak odniesiesz się do werdyktu, czy był według Ciebie kontrowersyjny?

 – Tak, jeden z sędziów wskazał mnie jako zwycięzcę, chociaż nie powinien. Jedna nie zagłębiałam się w to. Zawsze staram się odsuwać takie negatywne komentarze od siebie. Ja muszę robić swoje i nie patrzeć w tył. Chcę się ciągle poprawiać i wyciągać wnioski.

Czy rewanż z Dorotą Norek wchodzi w grę?

 – Tak, na pewno, jeśli Dorota się zgodzi, to myślę, że jest taka możliwość. Być może już w 2019 roku to się uda.

Wspominałaś w wywiadach, iż spotkanie z promotorem Tomaszem Babilońskim było przypadkowe. Jak ułożyła się Wasza współpraca? Czy nadal będziesz występować na jego galach?

 – Nasza współpraca układa się bardzo dobrze. Również dzięki temu, że znaliśmy się przed nawiązaniem współpracy na arenie zawodowej. Jak najbardziej nadal będę uczestniczyła na jego galach. Jestem jego zawodniczką, on jest moim promotorem. Ciągle patrzymy optymistycznie, docieramy się. Wierzymy, że będzie to duży sukces.

Masz już sporo sukcesów na swoim koncie. Który z nich jest dla Ciebie najważniejszy, z którego jesteś najbardziej dumna?

 – Najbardziej dumna jestem z Wicemistrzostwa Europy zdobytego w Asyżu w 2014 roku Nie chciałam tam jechać. Przechodziłam pewne załamanie. Było naprawdę dużo smutku i łez. Gdyby nie pani psycholog Ola, która z nami współpracowała, nie pojechałabym tam. Dzięki niej z dnia na dzień było coraz lepiej. Uwierzyłam w siebie. Będąc już w Asyżu wiedziałam, że jestem tam po to, aby dać z siebie wszystko. Zawsze wchodząc do ringu myślę: „niech wygra lepsza”.

Było więcej takich momentów? Jakieś zwątpienia, kontuzje…

 – Zwątpień jako tako nie miałam. Jedynie smutek przy rezygnacji z boksu amatorskiego. Jeżeli chodzi o kontuzje, to tylko raz miałam pękniętą szczękę. Przez miesiąc musiałam jeść kaszki dla dzieci. Ale nigdy się nie załamuję, patrzę na wszystko optymistycznie.

Pierwsze sukcesy osiągane były za czasów treningów w Jastrzębiu-Zdroju. Jak wygląda tam proces szkolenia. Czy jest porównywalny o tego w Warszawie czy Świnoujściu?

 – Tak naprawdę kluczową rolę w każdych przygotowaniach odgrywają Twoi sparingpartnerzy. Ważne jest podejście indywidualne, relacja trener-zawodnik. W Jastrzębiu nauczyłam się bardzo dużo. Jestem bardzo wdzięczna trenerom pomimo tego, że Nasze drogi trochę się rozeszły. Mnóstwo czasu współpracowałam z trenerem Zbigniewem Raubo. Nauczył mnie przede wszystkim tego, że w ringu trzeba widzieć. Nie należy opierać się na schematach, na ringu w każdym momencie musisz być czujny.

Czy była również pomoc z miasta? Czy Jastrzębie-Zdrój inwestuje w młodych sportowców?

 – Oczywiście, były stypendia. Jak najbardziej mnie to zadowalało. Jednak potem oczywiście nastąpiły zmiany barw klubowych i dziś nie jestem w stanie powiedzieć jak to wygląda w Jastrzębiu.

Wiele osób lekceważy kobiecy boks. Mówi się o tym, że jest mniej widowiskowy, głównie ze względu na małą liczbę nokautów…

 – Nie zgadzam się z taką opinią. Wiele zależy od wyboru zawodników. Są osoby, które wchodzą do ringu z pasją i wtedy to widać. Taka debata będzie trwała zawsze. Ja uważam, że nie można dyskryminować kobiet, a kobiecy boks niejednokrotnie bywa bardziej widowiskowy od męskiego.

Czy pojawiły się w Twojej dotychczasowej karierze zawodniczki, które są dla Ciebie ważne?

 – Mogę wyszczególnić takie osoby. Mam nadzieję, że nikogo nie pominę. Zawsze traktowałyśmy się jak siostry, najbardziej zżyłam się Anią Góralską, Elą Wójcik, Hanią Solecką i Moniką Serafin. Jeśli bym teraz wyciągnęła telefon i zadzwoniła do którejś z nich to jestem pewna, że każda by odebrała i wysłuchała mnie. Będę zabiegać o to, aby mieć z nimi kontakt. To są osoby prawdziwe, szczere.

Bardzo ważnym aspektem w boksie jest trzymanie wagi. Czy były take momenty w których miałaś z tym problem?

 – Jasne, że tak. Był taki czas, że byłam ogromnym łasuchem. Dwa tygodnie przed Mistrzostwami Świata miałam 4 kilogramy nadwagi. Teraz widzę jak głupie były to błędy. Zamiast zjeść normalną kolację, wolałam wypić puszkę coli. Później kłopoty minęło. Trzymałam ciągle 48 kilogramów. Pomimo tego, że jadłam na co miałam ochotę, waga nie zmieniała się.

Aktualna waga jest już tą docelową?

 – Myślę, że tak. Nie planuję na pewno iść do wyższej kategorii wagowej. Debata może być ewentualnie nad startowaniem w niższej kategorii. Najlepiej się czuję ważąc około 50 kilogramów.

Przez wiele portali zostałaś okrzyknięta jako Miss Ringu. Na pewno wpłynęło to na zwiększenie Twojej rzeszy fanów. Czy czujesz, że wobec tego oczekiwania wobec Ciebie znacząco wzrosły?

 – Tak naprawdę wszystko co robię, robię dla siebie. Ale to prawda, po tym wszystkim dostawałam mnóstwo wiadomości. Właściwie dostaję je do tej pory. Niektóre z nich są naprawdę dziwne. Jednak staram się wszystkim odpisywać i być miłą osobą. Pomimo przyrostu cyferek nie czuję, żeby presja osła. Jak mówiłam, robię wszystko dla siebie, a jeśli ktoś chce obserwować moją karierę, to mnie to cieszy i mu dziękuję. A w przypadku, gdy toś przestaje śledzić moje poczynania, nie mam o to żalu ani pretensji.

Twoim wzorem w ringu jest Nicola Adams. Czym Ci imponuje Brytyjka?

 – Czasem, gdy się patrzy na kogoś, od razu widać w nim pasje. Jest to osoba, która wie po co wchodzi do ringu. Jest bardzo pewną siebie osobą. Często oglądam wywiady z nią. Mówi to, co myśli. Nie zastanawia się nad tym, jak odbiorą ją ludzie. Ma ogromny temperament. Oczywiście przede wszystkim podoba mi się jej styl boksowania.

A jak jest z Tobą?

 – Też jestem szczera, zawsze byłam. Nikogo nie udaję i zawsze jestem sobą. Wiele razy mi się za to obrywało, jednak nie zamierzam tego zmieniać. Albo ktoś mnie lubi, albo nie…

Jak będzie wyglądała Twoja przyszłość? Stawiasz wszystko na jedną kartę czy może są jakieś plany poza ringiem…

 – Moim niespełnionym marzeniem jest studiowanie Psychologii Sportu Pozytywnego. Może za parę lat się pofatyguję i podejmę studia. Na ten moment wszystko stawiam na boks i jestem na nim skupiona w stu procentach. Mam ku temu ogromne wsparcie. Chłopaka, który wspiera mnie w każdej sytuacji. Sam też trenuje, więc rozumie mnie w stu procentach, za co go cholernie szanuję. Razem idziemy w jednym kierunku, a wiadomo, że razem zawsze jest raźniej.

Przez wspólna pasję łączenie życia osobistego z boksem przychodzi Wam łatwiej…

 – To działa na zasadzie wzajemnej motywacji. Czasem, gdy mam dużo obowiązków, nie mam siły na trening. Łapię typowego lenia. Jednak kiedy słyszę, że on idzie na trening, od razu w myślach pojawia się coś w stylu „kurde, muszę iść na ten trening”. Potrafimy oddzielić życie prywatne od tego sportowego. Często trenuję pod jego okiem. Gdy zakładam przy nim rękawice słucham wszystkich jego wskazówek i jestem w pełni skupiona. Ja je zdejmuję, wtedy możemy już żyć w innej relacji.

Ewa Piątkowska czy Ewa Brodnicka? Która jest dla Ciebie większym wzorem?

 – Ciężko powiedzieć, ponieważ nie śledzę boksu w Polsce. Wybiegam za ocean. Trzymam z całej siły kciuk za Claressę Shields. Lubię właśnie takie dziewczyny z jajem, które wiedzą co robią. Jeśli jednak mam wybrać, to wybieram Piątkowską. Bardziej podoba mi się jej sposób bycia.

 

UDOSTĘPNIJ