W nocy z niedzieli na poniedziałek w najlepszej koszykarskiej lidze świata zakończył się NBA All-Star Weekend. Charlotte przez trzy dni było organizatorem różnych meczów i konkursów. Pora na podsumowanie oraz streszczenie tego, co się tam działo. Redaktorzy RadioGol.pl podzielili się swoimi wrażeniami po każdym z eventów.

Przerwę w rozgrywkach NBA dla rozegrania meczu, w którym można było zobaczyć tylu wspaniałych koszykarzy, jest ważnym punktem w terminarzu od lat 50. XX w. Z czasem do pojedynku Wschodu z Zachodem doszły jeszcze inne mecze i konkursy.

Od lat 90. organizowano mecz debiutantów i drugoroczniaków. Od lat 80. pojawił się Slum Dunk Contest (konkurs wsadów) oraz 3-Point Contest (konkurs rzutów za trzy punkty). Wiele z dawnych wydarzeń jest wspominane do dzisiaj. A jak wpisały się wszystkie organizowane eventy w Charlotte 2019?

Świetny wstęp do NBA All-Star Weekend 2019 mogliśmy usłyszeć w magazynie Pick&Roll.

Piątek otworzyły gwiazdy

Od 2004 roku NBA All-Star Weekend otwiera Celebrity Game. Jest to mecz, w którym występują gwiazdy innych sportów, aktorzy, piosenkarze, byli zawodnicy, zawodniczki NBA i wiele innych znanych osobistości. W Charlotte drużyny podzielono na Home Team złożony z osób związanych z Północną i Południową Karoliną oraz na Away Team, czyli osoby z zewnątrz.

Wśród „tubylców” można było zobaczyć m.in. raperka Rapsody, aktora Mike’a Coltera, komika Famousa Losa, zawodniczkę WNBA A’ję Wilson czy byłego futbolistę Steve’a Smitha. U „przyjezdnych” zagrali m.in. właściciel Milwaukee Bucks – Marc Lasry, piosenkarz Bad Bunny, raper Quavo, zawodniczka WNBA Stefanie Dolson czy dyrektor marketingowy 2K Sports – Ronnie 2K.

Bardzo fajną inicjatywą było zaproszenie tzw. hometown hero. U gospodarzy zagrał emerytowany żołnierz Jason Weismann, który podczas huraganu Florence w 2018 roku użył własnego pojazdu wojskowego do ratowania potrzebujących ludzi. Wyciągnął 10 osób z  zalanych dzielnic i przewiózł je do schronu. U gości zagrał James Shaw Jr., który rozbroił  napastnika podczas strzelaniny w Nashville Waffle House.

Wracając do samego spotkania, nie można było oczekiwać wysokiego poziomu. W takich meczach najważniejsza jest zabawa, a fani mogą być zaskoczenie poziomem koszykówki niektórych zaproszonych gości.

Pierwszy event zakończył się wygraną Home Team 82:80. Nagrodę MVP zgarnął komik Famous Los.

Team USA vs. Team World

Tego samego dnia na parkiety głównej hali w Charlotte wyszły młode gwiazdy NBA. Do 2012 roku mecz miał format Debiutanci vs. Drugoroczniacy. Wtedy pierwszy raz wymieszano koszykarzy przez draft urządzony pomiędzy Shaquillem O’Nealem a Charlesem Barckley’em. Od 2015 roku znowu zmieniono format. Tym razem młodych podzielono na Amerykanów i zawodników reprezentujących resztę świata.

W tym roku mogliśmy zobaczyć w akcji takich koszykarzy jak John Collins, De’Aaron Fox, Kyle Kuzma, Donovan Mitchell, Trae Young, Bogdan Bogdanović, Luka Doncić czy Ben Simmons. Oczywiście podczas tego typu spotkań nie widzimy jakieś wyśmienitej gry defensywnej, a wszyscy skupiają się na efektownych akcjach zawodników. Tego było pełno, ale Team USA praktycznie od początku prowadził i też kontrolował przebieg meczu. Oczywiście fajnie jest jak pojawia się sporo wsadów, szalonych rzutów czy też nietuzinkowych podań. Ale jednak fani chcieliby zobaczyć odrobinę więcej zaangażowania. A tutaj od trzeciej kwarty bardziej czekano już na koniec widowiska.

Walka o nagrodę MVP toczyła się pomiędzy dwoma Amerykanami, Jaysonem Tatumem i Kylem Kuzmą. Ostatecznie więcej punktów zdobył skrzydłowy Los Angeles Lakers i dzięki temu mógł unieść w górę statuetkę. To drugi koszykarz w historii „Jeziorowców”, który otrzymał tę nagrodę w Rising Star Game. Team USA wygrał 161:144.

Mając świeżo w pamięci, kilka poprzednich ASW liczyłem jednak, że podczas meczu wschodzących gwiazd, czyli pierwszoroczniaków i drugoroczniaków zobaczymy relatywnie najwięcej rzeczy, które pozwolą mi wierzyć, że wciąż jesteśmy w świecie koszykówki granej prawie na serio. Z obroną i „jakąś tam walką” pod koszami. „Pobudka” nastąpiła szybko – zaangażowanie w defensywie było mniejsze, niż do niedawna starania w obronie Jamesa Hardena podczas „garbage time”, była za to niezliczona ilość wsadów i alley-oopów stemplowanych szerokimi uśmiechami młodych graczy: czy to USA, czy Reszty Świata. – skomentował Adam Fabisiewicz, stały ekspert podcastu Pick&Roll.

Szalony rzut po zwycięstwo

Przez zbyt zachowawczą grę koszykarzy podczas Meczu Gwiazd czy też starcia młodych zawodników, wielu fanów NBA czeka najbardziej na drugi dzień All-Star Weekend. Wtedy odbywają się konkursy. W Charlotte nie zdecydowano się na drastyczne zmiany jeżeli chodzi o zasady zaplanowanych eventów.

Na pierwszy ogień wyszli gracze, który zmierzyli się w Taco Bell Skills Challenge. Niektórzy się śmieją, że najlepsza w nim jest… nazwa. Piękna sprawa zacząć sobie sobotę z NBA All-Star Weekend od wizyty w Taco Bell. Ale wracając do meritum, ten konkurs polegał na pokonaniu toru przeszkód i zakończeniu go celnym rzutem za trzy punkty przed rywalem. Podczas jednej próby walczyło ze sobą dwóch koszykarzy. Przegrany odpadał.

W Skills Challenge wzięli udział Mike Conley, Luka Doncić, De’Aaron Fox, Nikola Jokić, Kyle Kuzma, Jayson Tatum, Nikola Vucević oraz Trae Young. Zawodników podzielono w losowaniu na pary, które rywalizowały ze sobą o zwycięstwo. Wolniejszy żegnał się z konkursem. Ostatecznie w finale zameldował się Young i Tatum. Szybciej tor przeszkód pokonywał rozgrywający Atlanty Hawks, kiedy składał się do rzutu za trzy… a z resztą sami to zobaczcie.

Jayson Tatum został pierwszym zawodnikiem Boston Celtics, który triumfował w tej kategorii.

Chyba najciekawsza rywalizacja podczas całego ASW była w Skills Challenge, która otwierała sobotę. A w zasadzie uczyniła to w świetnym stylu stacja TNT – zaprezentowała telewizyjną introdukcję, którą warto „wygooglować”. Po takiej zapowiedzi apetyt na konkursy się zaostrzył, a entuzjazm po Skills Challenge niespecjalnie osłabł bo naprawdę sporo się działo. Najpierw ciekawy pomysł z dobraniem w pary zawodników przez Karla-Anthony’ego Townsa i Ludacrisa, którzy zupełnym przypadkiem wylosowali jako parę dwóch wysokich – Nikolę Jokicia i jego imiennika Vucevicia.

– Później już sama rywalizacja, w której obejrzeliśmy jednak coś nowego jak choćby próby ukradzenia czasu przy rzucie za trzy niemal z połowy boiska. Donciciowi nie wpadło, ale już Jayson Tatum wygrał dzięki temu finałowy pojedynek z Trae’em Youngiem. Tym samym, który zaoszczędził cenny czas przerzucając piłkę przez boisko, zamiast kozłować do miejsca rzutu. Tak ograł Lukę Doncicia. Ciekawe, choć chyba nielegalne… – dodał Adam Fabisiewicz.

Jeden z lepszych w historii?

Po chwili przerwy nastąpiły przygotowania do następnego konkursu. Tym razem sprawdzano umiejętności strzelców zza linii rzutów za trzy punkty. 3-Point Contest w Charlotte pod jednym względem było wyjątkowe. Zwykle bierze w nim udział ośmiu koszykarzy. W związku z tym, że po sezonie karierę zakończy Dirk Nowitzki, postanowiono zrobić ukłon w kierunku legendy i pozwolić mu wystąpić w tym evencie. Aby pulę zamknąć parzystą liczbą zaproszono jeszcze obrońcę tytułu – Devina Bookera.

Poza tymi dwoma graczami w konkursie wystąpili Seth Curry, Stephen Curry, Danny Green, Joe Harris, Buddy Hield, Damian Lillard, Khris Middleton i Kemba Walker. Zanim przystąpiono do oficjalnej rywalizacji, to na parkiecie pojawił się jeszcze Dell Curry (ojciec Setha i Stephena). Doszło do zakładu, w którym to emerytowany koszykarz postanowił wziąć udział w jednej rundzie rzutów. Każdy zdobyty punkt miał zostać zamieniony na wpłatę po 1000 dolarów od obu synów na cele charytatywne. Curry senior miał wsparcie w osobach Raya Allena, Marka Price’a i Glena Rice’a.

Po tym małym popisie można było przejść do właściwej części 3-point Contest. Był on podzielony na dwie rundy. W pierwszej każdy brał udział, a do finałowej rozgrywki wchodziło trzech zawodników z największą zdobyczą punktową. Każdy z uczestników wybierał jedną pozycję, która posiadała same bonusowe piłki („money ball” – celny rzut liczony za dwa punkty).

Joe Harris otworzył zawody z fantastycznym wynikiem 25 punktów. Podczas całej serii zdołał go wyprzedzić tylko Stephen Curry z wynikiem 27 punktów oraz Buddy Hield z 26 punktami. Najbardziej szkoda było zamykającego pierwszą rundę Devina Bookera, któremu zabrakło dwóch punktów do dogrywki o 3. miejsce. Żegnający się z parkietami NBA Nowitzki zdobył 17 punktów.

W rundzie finałowej byliśmy świadkami niezwykłej walki. Harris ponownie świetnie celował zza linii rzutów za trzy punkty poprawiając swój wynik o jeden punkt. Następny Hield kompletnie się posypał. Wszystkim wydawało się, że po tytuł sięgnie Curry, ale rozgrywający Golden State Warriors w końcowej fazie swojej próby popełnił małe błędy. Zdobył 24 punkty, co oznaczało przyznanie tytułu najlepszego strzelca dla rzucającego obrońcy Brooklyn Nets.

– Konkurs trójek miał wrócić koronę z 2015 roku w ręce Stephena Curry’ego, ale Joe Harris miał inne plany i w finale o włos pokonał Stepha 26:24, choć w pierwszej rundzie górą był rozgrywający Warriors. 27:25. Buddy’emu Hieldowi, na którego stawiałem, ognia starczyło tylko na pierwszą rundę i awans do finału. W nim już nie zaistniał. Tak czy owak tęsknie za czasami, gdy nie mieliśmy całej stacji z money balls. Bez niej wyniki były bardziej miarodajne. – skomentował konkurs Adam Fabisiewicz.

Nie tego oczekiwaliśmy

Przyszła pora na ostatni konkurs. To co przyciągało zawsze najwięcej fanów, czyli konkurs wsadów. W tym roku jednak można było mieć lekkie obawy. Do Slum Dunk Contest zostali zgłoszeni Miles Bridges, John Collins, Hamidou Diallo i Dennis Smith Jr. Nazwiska nie powalały, a postawienie na samych młodych nie mogło być niczym pewnym. Trochę ubolewamy, że na konkurs rzutów za trzy punkty udaje się namówić czołowego zawodnika NBA – Stephena Curry’ego. A cały czas jest problem z zaproszeniem głośnych nazwisk na te prestiżowe zawody.

Slum Dunk Contest składa się z czterech rund. W pierwszych dwóch biorą udział wszyscy uczestnicy, którzy są oceniani przez sędziów. Do następnych przechodzi tylko najlepsza dwójka, która walczy o tytuł. W tym roku już w pierwszej odsłonie były problemy. Za pierwszym podejściem swoje próby wykonali Collins i Diallo. Pozostała dwójka miała problemy. Dopiero drugie podejście przyniosło elementy show i naprawdę piękne wsady.

Do ostatniej fazy wszedł Diallo i Smith Jr. Niestety ten drugi już w pierwszej próbie miał wyraźne problemy z wykończeniem swojego pomysłu. To kosztowało go zwycięstwo, a koszykarz Oklahoma City Thunder wiedział, że nie musi się bardzo stresować żeby wygrać. Hamidou Diallo zwyciężył, bo w zasadzie jako jedyny nie spalił żadnej swojej próby (prawie). Choć trzeba przyznać, że pomysłu jakie zaprezentował były dobre.

– Niestety, odczuwam niedosyt po konkursie wsadów. I nie chodzi tutaj oczywiście o rozstrzygnięcia! Wygrał człowiek, który jako jedyny nie zaliczył wpadki, zrobił show i przypomniał ludziom trochę historii tej konkurencji. Hamidou Diallo pozamiatał i nie ma co z tym dyskutować, a jego lot na Shaqiem z pewnością będziemy miło wspominać. Problem tkwił jednak w pozostałych uczestnikach. Dawno nie widziałem, by 3/4 zawodników tak rażąco się myliło. Rozczarowali zwłaszcza Bridges i Collins, choć o Smith Jr. też nie można wiele dobrego powiedzieć. W fazie finałowej był strasznie ociężały i brakowało mu dynamiki. Podsumowując – pozostaje nam wciąż żyć pojedynkiem sprzed lat, kiedy to LaVine i Gordon zrobili wspaniałe show. – skomentował konkurs wsadów Mateusz Dziopa.

Danie główne

W nocy z niedzieli na poniedziałek dostaliśmy najważniejsze wydarzenie NBA All-Star Weekend – Mecz Gwiazd. Przez lata odbywało się on na zasadzie pojedynku Wschodu z Zachodem. Od 2018 roku zmieniono zasady. Do tej pory fani głosując na koszykarzy mieli wpływ na wygląd wyjściowych piątek obu Konferencji.

Rok temu fani dalej mieli na to wpływ, ale tym koszykarze z największa liczbą głosów (po jednym ze Wschodu i Zachodu) stawali się kapitanami drużyn. Między nimi odbywał się draft i to oni decydowali o składzie swoich ekip. W 2018 roku kapitanami byli LeBron James i Stephen Curry. W tym roku padło znowu na najlepszego obecnie koszykarza na świecie, ale z drugiej strony fani wybrali Giannisa Antetokounmpo.

Niestety też przy tym głosowaniu miała miejsce jedna przykra rzecz. Głosy kibiców dawały miejsce w wyjściowej piątce dla rewelacyjnego debiutanta Luki Doncicia oraz powracającego do dawnej formy, walczącego długo z wieloma kontuzjami Derricka Rose’a. Niestety o ich nieobecności przeważyły głosy władz NBA i dziennikarzy. Żaden z kapitanów nie zdecydował się na wybranie tej dwójki, co spowodowało pewne oburzenie.

Ale zostawmy już te wybory. Przypomnijmy pierwsze piątki. W Team LeBron wyszli James Harden, Kyrie Irving, Kawhi Leonard i Kevin Durant. W Team Giannis pojawili się Stephen Curry, Joel Embiid, Paul George i Kemba Walker. Kapitanowie dobrali również pozostałych kompanów. LBJ wskazał na m.in. Anthony’ego Davisa, Klaya Thompsona, Dwayne’a Wade’a czy LaMarcusa Aldridge’a. U boku Antetokounmpo zagrali m.in. Blake Griffin, Kyle Lowry, Dirk Nowitzki czy Russell Westbrook.

Warto jeszcze dodać, że NBA All-Star Game odbył się w ważny dzień dla świata koszykówki. Ponieważ tego dnia urodziny obchodził Michael Jordan, który jest właścicielem Charlotte Hornets. Co ciekawe, następny Weekend Gwiazd odbędzie się w Chicago.

Wróćmy do gry. Pierwsza kwarta wyraźnie należała do drużyny Greka, która mocno gnębiła kosz rywala. I to na tyle się rozluźniła, że Curry próbował bardzo ekwilibrystycznego podania zza pleców na Alley-Oop do Antetokounmpo, które niestety nie udało zakończyć się wsadem. Ze strony przeciwników pojawiała się momentami defensywa, aby Team Giannis za bardzo nie odskoczył z punktami. W końcówce pierwszej kwarty przypomniał o sobie żegnający się powoli z parkietami NBA Nowitzki poprzez dwa celne rzuty trzypunktowe. W następnej kwarcie ekipa Giannisa prowadziła cały czas w punktach. Mieliśmy mnóstwo popisu z obu storn. Do przerwy to „biali” prowadzili 95:85. A w tej kwarcie zobaczyliśmy zagranie dnia w wykonaniu Curry’ego.

Trzecia kwarta to popis strzeleckich umiejętności. Zawodnicy z obu stron popisywali się rzutami dystansowymi. Niektórzy naprawdę z bardzo dalekich pozycji trafiali, jak choćby Lillard. W tej części gry Team LeBron dogonił przeciwnika. Gra wyrównała się, aż do ostatnich pięciu minut czwartej kwarty. Tam LBJ z kompanami odskoczył od rywali i utrzymał prowadzenie do końca zwyciężając 178:164. Nagrodę MVP otrzymał Durant, który zdobył 31 punktów.

– Powiedzieć, że All-Star Game czymś mnie zaskoczyło, to jak powiedzieć, że bigos moich rodziców obniżył loty. Nie twierdzę, że Mecz Gwiazd jest na tak wysokim poziomie. Chodzi mi tu bardziej o pewne standardy, których musi trzymać się to wydarzenie, aby nikt się nie znudził. – skomentował Bartłomiej Misztal, prowadzący podcast Pick&Roll.

Przede wszystkim, to nie jest mecz, tylko pokaz indywidualnych umiejętności, które u jednych są lepsze, a u innych nie. Co więcej, koszykówka koszykówką, ale odpowiednie ubarwienie tego wydarzenia podnosi jakość, przez co widz nie ma prawa być zawiedziony. To ma, przede wszystkim, bawić widownię i być formą relaksu dla samych zawodników, bo lada moment wchodzimy w decydującą fazę sezonu NBA, a wtedy łokcie będą latać jak szalone. Sam mecz miał kilka charakterystycznych momentów. Pokazały one jak kreatywnym rozgrywającym jest Stephen Curry, jak nieskuteczni są zawodnicy podkoszowi w tego typu spotkaniach, jak Kevin Durant pasuje do takich występów oraz jak potwornie dobrym koszykarzem jest Giannis Antetokounmpo. Oczekiwałem show, dostałem je, więc jestem zadowolony. Przyjemnie, a jednocześnie z lekkim smutkiem, oglądało się ostatni występ w All-Star Game Dirka Nowitzkiego i Dwyane’a Wade’a.

– Podsumowując, był to dobrze opakowany spektakl, który jednoczenie był prezentem urodzinowym dla Michaela Jordana. Popatrzcie teraz w ten sposób, co się działo minionej niedzieli: urodziny MJ’a, Mecz Gwiazd rozegrany w hali klubu, którego jest właścicielem, komentator NC+ Wojciech Michałowicz zdradził, że po raz 23 gościł na tym wydarzeniu, a na dodatek, podczas jednej z przerw przypomniano publiczności, że za rok All-Star Game zawita do Chicago. Nie, nie wierzę w przypadki. Wierzę natomiast w koszykówkę, której wówczas nie zabrakło i wierzę, że nie zabraknie nigdy. – zakończył Misztal.

Niewiele zapamiętamy

NBA All-Star Weekend w Charlotte z pewnością miał kilka momentów, które mogą wryć się w pamięć fanom koszykówki. Jeżeli ktoś oglądał pierwszy raz ASW, to pewnie jeszcze zajrzy za rok na show w Chicago albo zostanie dłużej z NBA. Ci co dłużej śledzą basket zza Oceanem, raczej będą milej wspominać wcześniejsze Weekendy Gwiazd. I wcale nie mamy na myśli lat 80. czy 90. Nawet te zawody już z XXI w. wielokrotnie okazywały się lepsze. Miasto drużyny Hornets było gospodarzem przyzwoitych wydarzeń ostatniego weekendu. Na pewno nie najgorszego w historii. Można było też poczuć „flow” razem z zawodnikami podczas ASG. Ale też nie można było oczekiwać walki na śmierć i życie. Mimo wszystko liczymy na to, że najlepsi koszykarze „odkują się” jeszcze w tym sezonie. Najlepiej w Playoffach.

Michał Krzeszowski

UDOSTĘPNIJ
Radio GOL
Jedyne takie sportowe radio internetowe. RadioGOL.pl jako pierwsze w Polsce oferuje profesjonalną współpracę z klubami sportowymi, dla których prowadzone są regularne relacje NA ŻYWO. Ponadto serwis oferuje artykuły, transmisje, komentarze i analizy profesjonalnych ekspertów, specjalizujących się w szerokim wachlarzu dyscyplin sportowych.